Magia kina, cz. 3

Piątek był bardzo wyczerpującym dniem w ostatnim tygodniu. Po pierwsze to piątek, po dniach wyjścia na filmy i wykłady. Najpierw, pobudka o 5:00 by wysłać córkę na 7:10 do szkoły. Potem, do biura na 8:00. Osiem godzin pracy. Po pracy, miałam w planach szybko wpaść do domu na pół godziny, odświeżyć się, ale nie wzięłam klucza, a Młoda wyszła do koleżanki. Posiedziałam chwilę na schodach, by odsapnąć i pojechałam do kina. W końcu, byłam po czterech kawach, co mogło pójść nie tak.

To mój kolejny dzień na Timeless Film Festival Warsaw. Tym razem, wybrałam coś tak ciekawego, jakim jest kinematografia japońska z 1954 roku. W dodatku, pierwszy z filmów był komedią romantyczną… Japońska komedia romantyczna, to trochę dla mnie oksymoron. Zaskoczenie było niezwykle pozytywne, bo „Wschód księżyca” … okazał się być uroczym, zabawnym, lekkim filmem. Okazało się, że spięci i zamknięci w sobie Japończycy także mają swoje uczucia, obawy, lęki oraz różne temperamenty. To historia o trzech siostrach mieszkających z ojcem i drodze każdej do jej własnej miłości. Szczęśliwej drodze. Nikt po drodze się nie zabił. Nietypowe, jak na Japonię 😉

Po pierwszym filmie, miałam pół godziny na podjechanie do drugiego kina, na kolejny film. Zaczynał się o 21:00. To „Głos góry”, który mogłabym określić, jako dramat społeczny i także kino kobiece. W dodatku, wydaje mi się, że zakończenie historii było nietypowe jak na nie tylko ówczesną Japonię, ale także kulturę zachodu. Mamy tutaj młode stażem małżeństwo, które mieszka z rodzicami męża. Ona jest słodka, usłużna, kochana i oddana. Niczym dziecko – to określenie męża. Jest tak bardzo oddana teściom, że jej relacja emocjonalna z ojcem męża jest silniejsza niż z własnym mężem. Nie będzie to zaskoczeniem, jeśli okaże się, że mąż ją zdradza. Ponownie, mimo, że dramat, mimo, że japoński, jakoś nikt nie umiera. Zakończenie jest smutne, ale jednocześnie szczęśliwe. Nie wiem, czy ktoś jeszcze trafi na ten film, więc pozwolę sobie je wyjawić – młoda mężatka opuszcza męża, odcina pępowinę od teścia i postanawia rozpocząć życie od nowa. Robi to, na co nie może zdecydować się jej szwagierka, która co chwila odchodzi dramatyzując od męża i zaraz do niego wraca.

Wartością dodaną tych filmów były przepiękne krajobrazy i smaczki kulturowe (choć niestety w czerni i bieli). Górzysty, pokryty lasami krajobraz Nara, czy podtokijskiego miasteczka, tradycyjne domki z przesywanymi drzwiami, matami, niskimi stoliczkami, ludzie ubierają się w europejskie ubrania, ale w domu najczęściej przebywają w kimonach.

Dla mnie była to sztuka wchodzenia w obcą kulturę, gdzie mój mózg pracował by zapamiętać imiona, dopasować je do osób i być przekonanym, że rozróżniam poszczególne postacie. Co ciekawe, kobiety były dla mnie każda odrębna i inna, to męscy bohaterowie, czasami wydawali się podobni.

Zobaczyłam nowe zakamarki Japonii – kraju, w którym kobiety mają swój głos.

Do domu dotarłam po 23:00. Padłam.



2 myśli na temat “Magia kina, cz. 3

Dodaj komentarz