Magia kina, cz. 4

I wreszcie ostatni dzień, nie festiwalu, ale festiwalu dla mnie. Sobota. Najpierw obudziłam się, po tym morderczym piątku, ledwo żywa i ledwo trzymająca się na nogach. Na swoje usprawiedliwienie, dodam tylko, że dołożyły się do tego hormony. Rano musiałam jeszcze pojechać z Młodą do lekarza, ale po powrocie szybko odgrzałam coś do jedzenia i jeszcze padłam się zdrzemnąć.

Bo w sobotni wieczór, obie z moją córką, wybrałyśmy się do kina. Przeglądając program Timeless Film Festival Warsaw, zauważyłam, że jest tam sporo anime, ale też w sekcji „Japonia 1954” pojawił się film, który mógł ją bardzo zainteresować – „Godzilla” Ishiro Hondy. Pierwsza, oryginalna, prawilna Godzilla. I to na ten film poszłyśmy. W dodatku, wzruszyłam się w duchu, że moja córeczka jest na swoim pierwszym festiwalu filmowym.

Godzilla to lata pięćdziesiąte XX wieku w pigułce. Na świecie trwa „zimna wojna”, ludzie nie otrząsnęli się jeszcze po okrucieństwie ostatniej wojny, cały czas są przygotowani na to, że wybuchnie kolejna, a nawet nie zdąży wybuchnąć, bo wszystkich zmiecie bomba wodorowa. W Japonii, dodatkowo, trwa jeszcze groza bo zbombardowaniu Hiroshimy i Nagasaki. Pięćdziesięciometrowa bestia, która wynurza się z dna najgłębszych oceanów, obudzona testowymi wybuchami bomb, to uosobienie tych wszystkich strachów.

W odbiorze aktualnym, ta historia odnosi się także do konsekwencji katastrofy klimatycznej.

Oczywiście, dziś – po siedemdziesięciu latach – część akcji wydaje się naiwna i nie trzymająca się kupy jeśli chodzi o kwestie naukowe. Jednak, to klasyka.

4 myśli na temat “Magia kina, cz. 4

      1. To fajnie. Czy widziałaś “37 sekund” na Netflixie. Mnie, starego konia, ten film wzruszył. Wstyd się przyznać.

        Polubienie

Dodaj komentarz