Syndrom pustego domu

W czasie rodzinnego spotkania, pojawił się też inny temat. Zacznę od tego, że to dość częste zjawisko. Problem zbyt dużego domu. Moja przyjaciółka zaczęła się ostatnio zastanawiać, czy nie sprzedać swojego domku i nie kupić mieszkania w bloku. Fanka kopania w ogródku, przerzucania kamieni, zaczyna się czuć tym coraz bardziej zmęczona. Jej dom nie jest wielki – salon, dwie sypialnie, łatwo to ogarnąć, ale dochodzi kwestia remontów, ogrzania, utrzymania go.

Na podobny temat zeszło się w rozmowie z moim bratem i bratową. Przyznali, że – gdy ich dzieci by dorosły – mogliby rozważać sprzedanie domu. Mój dom rodzinny jest duży – ogromny salon, który ma kilkadziesiąt metrów kwadratowych, pięć sypialni, pralnia, duże piwnice i na miejscu dawnego garażu pokój z kuchnią i łazienką zajmowany dotąd przez naszego tatę. Dla rodziny z dwójką, trójką dzieci super, ale jeśli dzieci wychodzą w świat i mają własne mieszkania, to robi się ogromny. Sprzątanie, ogrzanie, kwestie kolejnych remontów, które zaraz będą się pojawiać (dom ma prawie czterdzieści lat), ogród, który chociażby trzeba kosić. Dla osób, które wracają zmęczone z pracy do domu, wracają w korkach, bo to dalekie przedmieścia, takie dodatkowe obowiązki są uciążliwe. I to nawet, jeśli lubią mieszkać w domu. Bo na przykład ja jestem zwierzęciem miejskim, w moich żyłam pływa smog i nie dam się namówić na żadne słodkie domki.

Stuprocentowo ich rozumiem i wiem, że to rozsądne, logiczne, taka bywa kolej dziejów. Kiedyś domy budowano z myślą o kilku pokoleniach. Nawet ten można przerobić na dwa oddzielne domy plus to mieszkanko na parterze. Model rodziny się zmienił. Ludzie już nie zawsze chcą mieszkać ściana w ścianę z krewnymi i negocjować co i raz jakieś kwestie dotyczące budynku i otoczenia. Coraz częściej zdarza się, że – po wyprowadzce dzieci – duże domy stają się nieekonomiczne dla pary w mocno średnim wieku. To gniazdo jest nie tylko puste, ale i zbyt duże.

Jednak to mój dom rodzinny. Ciężka praca, ogromny wysiłek moich rodziców, którzy te mury stawiali i wykańczali własnymi rękoma. Jest tu tyle wspomnień i naszych emocji. Oczywiście, zaszło tyle zmian, że to dawno nie jest już ten dom, który pamiętam i z którym mogę się utożsamiać. Pomimo to, nadal jest tu kawałek mnie. Będzie strasznie smutno zaakceptować, że znajdzie się tu ktoś obcy.

Jeszcze czasu zostało, to takich decyzji. Nie ma co się martwić na zapas.

Jedna myśl na temat “Syndrom pustego domu

  1. tak jak mowisz, nie ma co sie martwic na zapas.. ale ostatnio moj brat tez wspomnial ten ‚problem’. bo my wszyscy tutaj, a tato w Polsce.. i jest dom, z ktorym trzeba bedzie cos zrobic (sprzedac?) kiedys tam… i chyba nie bedziemy mieli wyjscia, bo dom ma ponad 50 lat, potrzebuje remontu, etc.

    Twojemu bratu sie wcale nie dziwie. tez kiedys (za 2-4 lata) zaczniemy myslec o mieszkaniu. bo w domu jest zawsze cos do zrobienia, a zadne z nas nie mlodnieje. no i przede wszystkim sie nam nie chce 😉

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz